Aktualności
Recenzje po prapremierze „Barona Münchhausena dla dorosłych”
01/04/2022
Baron Münchhausen dla dorosłych→ autorstwa i w reżyserii Macieja Wojtyszki – recenzje po prapremierze.
Patrycja Soliman (Emilia), Jan Englert (Baron Münchhausen), Ewa Wiśniewska (Jakobina), Hubert Paszkiewicz (Ernest)w Baronie Münchhausenie dla dorosłych autorstwa i w reżyserii Macieja Wojtyszki. Fot. Krzysztof Bieliński
„Wspaniała sztuka Macieja Wojtyszki, pełna odniesień do literatury i filozofii, wciąga w wir walki bezwzględnej władzy z wszystkimi, którzy nie pasują do jej wyobrażenia o porządku. Jan Englert w roli Barona przekonująco ukazuje znużenie bohatera, jego lęki i wątpliwości. Bo kto wątpliwości nie ma, świata nie poprawi. Baron zachęca nas do wytrwania w oporze przeciwko tym, którzy wiedzą wszystko. W obsadzie błyszczy Ewa Wiśniewska jako żona Barona, a młodsi aktorzy partnerują im wyśmienicie. Przedstawienie trafia w nasz czas dzięki uniwersalnej wymowie – kiedy za zakrętem czai się pęknięcie czasu, które przepowiada Baron, zapotrzebowanie na ludzi z wyobraźnią (czyli artystów) gwałtownie wzrasta. Spróbujcie stłamsić ich niezależność, a zginiemy wszyscy” – pisze Tomasz Miłkowski w „Przeglądzie”. Czytaj więcej →
„Patrzy się na wysmakowane przedstawienie Macieja Wojtyszki według jego sztuki z narastającym wzruszeniem oraz pewnością, że to nie tylko historia legendarnego kuglarza, blagiera i fantasty, człowieka, który wymyślił samego siebie. Przynajmniej w takim samym stopniu jest to na wskroś osobiste wyznanie grającego Münchhausena Jana Englerta, jego przesłanie wiary w teatr i świat, jakie na oczach wielkiego aktora odchodzą i nic z tym nie da się zrobić. […] Baron Münchhausen dla dorosłych to bowiem rzadki dziś przykład przedstawienia, które wierzy w inteligencję publiczności oraz zostawia pole dla wyobraźni” – notuje Jacek Wakar na swoim blogu „Zdania Wakara”. Czytaj więcej →
„To śliczne przedstawienie jest jak plaster kojący rozdarte serce, duszę i umysł. O wariactwie i normalności, o wolności i zamordyzmie, o maskach, jakie zdarza nam się nosić i skutkach ich zdjęcia, wreszcie (chyba najbardziej) – o miłości do teatru i wierze weń – cokolwiek to dziś znaczy. Rzecz cudownie zabawna, ironiczna i autoironiczna, a momentami – tak po ludzku wzruszająca. Wspaniałe role Jana Englerta i Ewy Wiśniewskiej, znakomita Patrycja Soliman jako Emilia i udany debiut na narodowych deskach Ireneusza Czopa w roli Prokuratora” – podkreśla Rafał Turowski na swoim blogu. Czytaj więcej →
Miejsce na podpis zdjęciaEwa Wiśniewska (Jakobina) w Baronie Münchhausenie dla dorosłych autorstwa i w reżyserii Macieja Wojtyszki. Fot. Krzysztof Bieliński
„Tytułowego bohatera u schyłku jego egzystencji, choć ciągle nieposkromionego oryginała i prześmiewcę, znakomicie zagrał Jan Englert, a jego żonę Jakobinę Ewa Wiśniewska. Warto się zatem wybrać do Narodowego, zarówno dla samego utworu i reżyserskich zabiegów inscenizacyjnych potęgujących wewnętrzną muzykę i rytm, jak i dla aktorskiego wykonawstwa, choćby w samym budowaniu napięcia, wysokiej próby. [...] Baron Münchhausen dla dorosłych nie jest dramatem stricte biograficznym, choć z XVIII-wiecznych wydarzeń i kontekstów czerpie pełnymi garściami. W interpretacji Englerta mamy w dużej mierze do czynienia z jednej strony z bohaterem mocno wyalienowanym, bo zawiedzionym swoim czasem, z drugiej nie rezygnującym z poczynań wynikających z fantazji, która nie zawsze musi budzić pogardę. Englert wspaniale operuje słowem i to bardziej z nich, niż samych uczuć, buduje bogactwo swojej postaci i jej nieprzeciętną osobowość. […] W najnowszym przedstawieniu zachwyca przede wszystkim rola Jana Englerta, która staje się głównym nośnikiem wszystkich dramatycznych konfliktów i domagających się dyskusji sensów. Pozostali aktorzy również starają się wychodzić poza płaszczyznę schematycznego relacjonowania zdarzeń, każdy próbuje w swojej postaci doświadczać prawdy na swój sposób, co przekłada się na udane nadbudowanie metaforycznego uogólnienia” – pisze Wiesław Kowalski w portalu Teatr dla Wszystkich. Czytaj więcej →
„Poznajemy go [Münchhausena] już u schyłku życia. Siły nie te i wiara w magię podtrzymywana jest już tylko bezprzykładnym, nieco dziecięcym uporem. Żona (świetna Ewa Wiśniewska) przyzwyczaiła się dawno do numerów barona i reaguje na nie z lekkim znużeniem. Córka Emilia (pełna wdzięku, a jednocześnie ironicznie inteligentna Patrycja Soliman) patrzy na ojca z nieukrywanym pobłażaniem. Syn (Hubert Paszkiewicz) próbuje przywoływać go do porządku, ale baron kurczowo trzyma się swojej roli. Urzędnik Miller (sugestywny Grzegorz Kwiecień) daje mu się oczarować, ale przemawia przez niego przede wszystkim uczucie do Emilii. I tylko w oczach Münchhausena – Englerta widać przygaszony żar, ale i smutek, że kiedyś to dopiero można było zaszaleć, a teraz wszystko jest tylko na pół gwizdka. [...] W sztuce Wojtyszki Münchhausen mierzy się bowiem z przeżartym cynizmem prokuratorem (zimno antypatyczny Ireneusz Czop – doskonały powrót wybitnego autora, który w kluczowej scenie spektaklu staje się pełnoprawnym przeciwnikiem Englerta), uosabiającym brak moralności każdej autorytarnej władzy. [...] W rozmowie z Tomaszem Domagałą wybitny artysta [Jan Englert] powiedział wprost, że Münchhausen to on, Maciej Wojtyszko przyznał, że rolę tę pisał z myślą o Englercie, jego udziału w spektaklu nie można w żadnym stopniu sprowadzić jedynie do aktorstwa, gdyż było to jedyne w swoim rodzaju wspólne tworzenie. Oczywistym jest, że najważniejsze kwestie barona mówi tak samo w imieniu postaci, jak i własnym. Mając świadomość swej pozycji na wszystkich polach, jest jak Münchhausen, bo wie, że czasem lepiej jest pięknie przegrać niż wątpliwie wygrać, nawet jeśli rozgrywka toczy się w sumieniu i świadomości człowieka, a świat nie ma do nich dostępu. Dlatego w całym spektaklu Teatru Narodowego i we wspaniałej kreacji Jana Englerta najbardziej przejmujące są te momenty, gdy aktor odrzuca sztafaż formy, zdziera z siebie perukę i kamizelkę, odkleja wąsy, bo wtedy patrzy na nas już nie Münchhausen, a Englert właśnie. Potężny, bo ma do dyspozycji swą sztukę, a jednak jakoś bezbronny, jak nigdy nieśmiały. Mało kto więcej wie o aktorstwie, wie zatem, że jest w tym zawodzie i wielkość, i nędza, zostawmy, w jakich proporcjach. Wciąż daje mu on takie jak ta chwile spełnienia, ale nie ma złudzeń co do ich iluzoryczności. Dlatego w przedstawieniu najbardziej dojmujące nie są te chwile, gdy aktor prowadzi gładko swą mistrzowską partię, ale momenty pauzy, zawieszenia. Wtedy wychodzi na wierzch wielkie zmęczenie barona Münchhausena, a także wielkie zmęczenie Jana Englerta. Mógł je ukryć, schować pod warsztatem, w charakterystyce bohatera, a jednak postanowił się nim z nami podzielić. To już coś więcej niż teatr dobrze skrojony. Wielkie wzruszenie” – pisze Jacek Wakar na swoim blogu „Zdania Wakara”. Czytaj więcej →
„Dla Münchhausena życie to teatr, a zatem udawanie jest esencją jego egzystencji. Skoro tak, jest to również dramat o sile aktorstwa i teatru, posiadającego zdolność stwarzania równoległych światów i wprowadzania w nie widzów. [...] Nie ulega wątpliwości, że spektakl Teatru Narodowego, choć jego forma jest lekka, nabiera dziś nowych znaczeń. Rzeczywistość wkracza w przestrzeń sztuki i zmienia jej odbiór. Kiedy Münchhausen mówi, że był na wojnie, to ciarki chodzą po plecach. Englert wymownie zawiesza głos, robi dłuższą pauzę, patrzy w stronę publiczności, jakby każdego z osobna chciał objąć wzrokiem, do każdego przemówić. Słowo »wojna«, odmieniane teraz przez wszystkie przypadki, ma namacalny wymiar. Codziennie oglądamy obrazy piekła, które w dwudziestym pierwszym wieku zgotowano na ziemi: rozdarte przez ból matki, płaczące nad zwłokami swoich dzieci, próbujących schronić się przez bombardowaniami cywilów, iluzoryczne korytarze humanitarne, bo zamiast ratować ludzi, wystawiają ich na pewną śmierć, okaleczone mury budynków, obrócone w zgliszcza miasta. Za chwilę bohater dodaje – »Może być koniec świata…«. Englert ponownie akcentuję tę kwestię, potem zapada cisza. Mogę się założyć, że gdyby premiera miała miejsce przed wybuchem rosyjskiej agresji, zdanie to nie zrobiłyby na publiczności wrażenia. Wyobrażam sobie śmiech i delikatne poruszenie na widowni. Dziś wypowiedź Münchhausena brzmi jak niepozbawiona cech prawdopodobieństwa groźba” – uważa Malwina Głowacka w portalu Teatralny.pl. Czytaj więcej →
Jan Englert (Baron Münchhausen), Ireneusz Czop (Henryk Kramer)w Baronie Münchhausenie dla dorosłych autorstwa i w reżyserii Macieja Wojtyszki. Fot. Krzysztof Bieliński
„Baron Münchhausen dla dorosłych napisany został w sposób charakterystyczny dla autora, z wrażliwością na paradoksy, filozoficzne pytania i efektowne puenty, w konwencji salonowej rozmowy. Wojtyszko gra z nią jednak, wprowadzając współczesny język wypowiedzi i pokazując, że nawet najstarsze pokolenie nie przestrzega jej reguł. Główny bohater jest tu figurą Artysty, Intelektualisty, a zarazem całkiem współczesnego Inteligenta. Nie tyle opowiada on niestworzone historie, jak na barona Münchhausena przystało, co snuje domysły, puszcza wodze fantazji, podważa uznane tezy, ma wątpliwości, wreszcie chce sprowokować rozmówców do myślenia. Osiemnastowieczny Baron Jana Englerta wydaje się protoplastą Stomila z Tanga Sławomira Mrożka, granego na tej samej scenie w reżyserii Jerzego Jarockiego (choć w rzeczywistości Stomil jest protoplastą Barona Wojtyszki), a Jakobina Ewy Wiśniewskiej jest ówczesną/dzisiejszą Eleonorą, posiadającą jednak więcej serca, rozumu i wyobraźni” – odnotowuje Kamila Zalewska w portalu Teatrologia.info. Czytaj więcej →
„[Jan Englert] <mistrzostwo> Szef Narodowego czuje się w tej partyturze jak ryba w wodzie, przykleja ekscentryczne wąsy, podnosi sam siebie za włosy (cudna sztuczka), trzyma sztamę z widzami, którym mówi ze sceny to, co bardzo lubią słyszeć. Aliści w samej komedii Wojtyszki jest jeszcze cień: smutne przeczucie bohatera, że czas mądrego błazeństwa jako sposobu na wymykanie się ciężkiej łapie rządzących tłuków mija, pętle się zaciskają. Aktor wspomina o tym ściszonym, smutnym głosem, ale już po chwili temperament każe mu dynamizować ton, dokładać wigoru. Jego fantastyczna dyspozycja niesie całe widowisko (...)” – pisze Jacek Sieradzki w „Subiektywnym spisie aktorów teatralnych”. Czytaj więcej →
„Klasyczna i bardzo udana scenografia Wojciecha Stefaniaka wypełnia intymną przestrzeń sceny przy Wierzbowej, przenosi widzów w czasy Münchhausena, ale co ważniejsze staje się pięknym tłem dla mistrzowskich popisów aktorskich. Zdecydowanie publiczność porywa Ewa Wiśniewska, która grając dumną damę, przeplata poważne miny doskonałą ironią. Jan Englert do roli podszedł w sposób profesorski, ale udowadnia też, że ma dystans do siebie. Z wielu scen na szczególną uwagę zasługują te, gdzie musi budować relację ojciec – syn i ojciec – dziadek. Wypada w nich bezbłędnie. Wyjątkowo przyjemnie ogląda się też dzieci Munchhausenów. Patrycja Soliman i Hubert Paszkiewicz pokazują świetny warsztat, mają w sobie szlachetność, która doskonale sprawdzi się w sztukach m.in. Szekspira. Baron Münchhausen dla dorosłych to kawał dobrego teatru. Zamiast banalnej farsowej historii mamy dobrze wymyśloną sztukę zahaczoną w historii, a zamiast aktorów-celebrytów mamy aktorów. I oto chyba powinno chodzić nie tylko na narodowych scenach” – podkreśla Jakub Panek w portalu Wp.pl. Czytaj więcej →
„Najbardziej naturalnie wypada Ewa Wiśniewska, która w roli żony Münchhausena Jakobiny daje popis komizmu podszytego desperacją. I kradnie spektakl” – zauważa Aneta Kyzioł w „Polityce”. Czytaj więcej →
„W postać tytułowego barona wciela się Jan Englert. Niespodzianką nie będzie jeśli napiszę, że wypada w tej roli znakomicie. Idealnie manewruje między komizmem postaci a ciężarem wynikającym z politycznego wydźwięku przedstawienia. Kroku dotrzymuje mu grająca jego żonę Ewa Wiśniewska. Choć nie wiem, czy to słuszne określenie, gdyż są sceny, gdy to ona wiedzie aktorski prym. Żeby oddać słuszność, muszę wspomnieć tu o reszcie znakomitej obsady (z Patrycją Soliman i Ireneuszem Czopem na czele), gdyż każde z nich wypadło na scenie bezbłędnie. Również scenografia Wojciecha Stefaniaka zasługuje na osobną pochwałę. Jest wymowna, a przy tym ironiczna. Teatr Narodowy w Warszawie po raz kolejny pokazał, że posiada jeden z najlepszych zespołów aktorskich w Polsce. A Wojtyszko tym spektaklem udowodnił ponadto, że można w sposób przystępny i pozornie prosty podjąć ważną kwestię nie umniejszając przy tym rozrywkowemu potencjałowi przedstawienia. I to jest prawdziwa siła tego spektaklu” – podkreśla Mateusz Michalski na swoim instagramowym koncie „na.sztuki”. Czytaj więcej →
„Autorski projekt Wojtyszki, tekst pełen cytatów z klasyki kultury, oparty jest na oryginalnym pomyśle: opowiada o tym, co działo się na emeryturze z tytułowym fantastą i kpiarzem – zauważa Przemysław Gulda na swoim instagramowym koncie „Gulda poleca” →. – To historia o starości i rezygnacji, ale także filozoficzny traktat o istocie świata i gorzki komentarz na temat hipokryzji polityki. W spektakularnej, realistycznej scenografii, przedstawiającej upadły, zaniedbany zamek, Münchhausen, zagrany bardzo przekonująco przez Jana Englerta, walczy z urzędnikami i próbuje ratować kochającą go rodzinę”.
„Wojciech Stefaniak wyczarował zniszczoną komnatę zamku z imponującymi rekwizytami (klawesyn, armata). Winna przygnębiać a jest malownicza, na swój sposób intrygująca. Zużyta przestrzeń wizualizuje upadek, jest zmyślnym kamuflażem-kontekstem dla Barona. Podłoga pod klawesynem się zapadła, szyby w oknach są rozbite, mozaika podłogi jest wytarta, straszy oblepiony sadzą kominek, mebli właściwie nie ma. Na tym tle aktorzy w pięknych, z pietyzmem i smakiem wystylizowanych kostiumach Martyny Kander wyglądają wspaniale. Jak rajskie ptaki uwięzione w zaśniedziałej klatce. Muzyka Iriny Blokhiny i światło Karoliny Gębskiej wzmacniają nastrój niezwykłości i tajemnicy, sytuacji, które zaskakują.
[...] Baron Münchhausen jest dla Jana Englerta rolą szytą na miarę. To cudowne, gdy poprzez swą pracę można wyrazić siebie, zdefiniować rozumienie świata, swoje w nim miejsce. Sztuka dla aktora jest tym, czym dla Münchhausena traumatyczne doświadczenie z czasów wojny. Uzmysławia i uczy tego, co daje siłę, napęd, możliwość przetrwania we wrogim świecie, którego się nie do końca akceptuje, który ciągle rozczarowuje, atakuje, zagraża. Jest szansą, może mało realną, na jego zmianę. Siła wyobraźni pozwalająca tworzyć rzeczywistości alternatywne, podsuwająca najbardziej szalone, nieprawdopodobne rozwiązania jest kreacją ocalenia, radzenia sobie z przeciwnościami, z losem. Z systemem, ludźmi. Otwiera wyjście awaryjne w sytuacjach z pozoru beznadziejnych. Jan Englert, mistrz nad mistrze, gra wspaniale a nawet wystarczy, że jest na scenie. Igra z widzami, licząc że go zrozumieją. Bo uwielbiają go na pewno. Podobnie zachwyca naturalna, swobodna, ujmująca w swej roli Ewa Wiśniewska. Gra jakby od niechcenia, jakby odsłaniała nam samą siebie, bez widocznego, wyczuwalnego do swej postaci w sztuce dystansu. Znakomita, bo skupiona, przejmująca jest Patrycja Soliman w roli Emilii i debiutujący na scenie Narodowego Ireneusz Czopa jako groteskowo groźny Prokurator. I to jest ten poziom opanowania warsztatu aktorskiego, który stapia bohatera dramatu z grającym go aktorem. Udowodnia, że martwą/nieistniejącą/wymyśloną przez autora sztuki osobę może aktor poprzez siebie uruchomić/wskrzesić. Jakby postać przedstawiana była dybukiem. Przemiana człowieka jest więc możliwa, choć wymaga szczególnej wrażliwości, niezwykłej wyobraźni, odwagi w podejmowaniu ryzyka. Miłości. W teatrze dokonuje się na oczach widzów. Choć dla większości pozostanie niezgłębioną tajemnicą. Nie jest wymysłem szalonych, wariackich zmysłów a grą, kreacją. Sztuką. I spektakl ten, nie licząc na wygraną Műnchhausena, którym może być każdy z nas, jest jej najwyższą pochwałą” – zauważa Ewa Bąk na blogu „Okiem Widza”. Czytaj więcej→